Gdy przedszkolak nie chce rysować - ciąg dalszy

"Mamo, mogę jeszcze dokończyć kolorowankę, proszeeeeee..." Uwierzcie mi, jeszcze żadna prośba późnym wieczorem nie sprawiła mi tyle radości :) W styczniu pisałam o niechęci do rysowania, podrzuciłam też kilka pomysłów, jak z tego wybrnąć. Minęło 10 miesięcy.


Na początku było wiele podchodów, ubierania wszystkiego w zabawę, bo znużenie i zniechęcenie były ogromne.
Powoli, małymi krokami.... Robiliśmy wszystko to, o czym pisałam. Przetestowaliśmy wiele ołówków, kredek, kolorowanek. Bazgroły na sztalugach i na kartkach, kreślenie ósemek, rysowanie kół dwiema rękami naraz. Za nami wiele wypraw do papiernika.

Własne rysunki wymagają jeszcze wiele pracy, ale kartki są już całe zapełnione wieloma kolorami. Kolorowanie wygląda już o wiele lepiej. Jednak najważniejsze cel, czyli po prostu polubienie rysowania, został osiągnięty. Teraz to już z górki, każdy efekt końcowy powoduje, że chce się więcej. Rysowanie przychodzi już z coraz większą łatwością, dzięki temu czas rysowania się wydłuża.

Są dzieci, które rysują z łatwością, zawsze i wszędzie.... jak widać, nasz stół jest tego dowodem... i są dzieci, z którymi trzeba nad tym popracować.

Widząc każdy kolejny rysunek, każdą kolorowankę, którą dostaję, kiedy przychodzę do przedszkola, czuję ogromną dumę :))) wiem, ile pracy i wysiłku kosztowały :) Tak chwalę i chwaliłam, ale w sposób, o jakim pisałam w styczniu. Myślę, że to też złożyło się na efekt końcowy.

Etykiety: ,