Gdy przedszkolak nie chce rysować

"Proszę ćwiczyć w domu rysowanie, bo tu jest duży problem" - usłyszałam pewnego dnia w przedszkolu. Tak, wiem, zgadza się, pracujemy nad tym... Musiałam jednak zmienić taktykę, głównie po to, żeby nie pojawiło się uczucie przymusu, żeby klimat nadal był pozytywny, żeby zrównoważyć ciśnienie z przedszkola.

Wiem, że są dzieci, którym ciężko kredkę z ręki wyjąć i mogłyby malować, kleić, rysować minutami (trudno powiedzieć "godzinami" w przypadku kilkulatków) Są jednak dzieci, które nie chcą, porzucają kredki, zajmują się natychmiast czymś innym. Macie podobną sytuację?

Najpierw rozróżniłabym dwie kwestie - niechęć do prac plastycznych ogólnie i niechęć do kredek/ołówka szczególnie.


Niechęć do prac plastycznych ogólnie.


Prawidłowa odpowiedź na pytanie: dlaczego moje dziecko nie chce... (wstaw co chcesz)? Brzmi: "To zależy" 

Mogą być przyczyny prozaiczne - bo do tej pory nie zetknęło się z szaleństwem twórczym albo i zetknęło, ale gdzieś słychać było w tle upomnienia i inne stopery - "podwiń rękawy, źle trzymasz kredkę, nie tak się maluje, za dużo wody, za mało wody, za dużo farby, nie zrzucaj na podłogę..." Czasem oprócz tego, że słychać, to jeszcze widać - dorosły zaraz siada obok, wyjmuje pędzel z ręki i poprawia "kotka", "domek" i tak dalej... Niektóre dzieci mogą się zniechęcić. Nie wszystko stracone. Zorganizujmy czas i przestrzeń na małe szaleństwo. Kilka podpowiedzi znajdziecie tutaj.

Może do tej pory materiały, z którymi dziecko się zetknęło, jakoś go nie porwały? Powiedzmy sobie szczerze, nie zawsze kredki ołówkowe to materiał na którym można się wyżyć. Chyba, że nikt nie zagląda do pokoju przez 10 minut, a posiadamy akurat pustą białą ścianę... Tylko uwaga, jak dorosły wpadnie w szał (niekoniecznie twórczy), to też może się odechcieć eksperymentów artystycznych... Można więc próbować różnych technik i materiałów. Kilka podpowiedzi dla najmłodszych znajdziecie tu. Malowanie łapkami, lepienie z masy solnej, ciastoliny, plasteliny, darcie gazet - to wszystko zabawy, które raz, że pozwalają ćwiczyć ręce (niekoniecznie więc musimy już od początku męczyć szlaczki ołówkiem!) a dwa, że wciągają dziecko w cały ten plastyczny świat.

Jeśli te różne podchody i zabawy w twórczość nie odnoszą rezultatów, to warto mieć gdzieś z tyłu głowy, że może, ale nie musi i na siłę nie ma się co doszukiwać, ale jednak może to być związane z kwestiami rozwojowymi. Może to być związane z nieprawidłowym napięciem mięśniowym, problemami z koordynacją ręka-oko, z problemami związanymi z samym chwytem, prowadzeniem ręki czy na przykład wadami wzroku.

Niechęć do kredek/ołówka szczególnie.


A co jeśli dziecko ogólnie lubi takie zabawy, nawet radzi sobie z nożyczkami, klejem, czy farbami, ale "kredka twój wróg"? Tu też przyczyn może być kilka i odpowiedź brzmi... to zależy.

Może chodzi o nieprawidłowy chwyt - to strasznie utrudnia rysowanie. Jeśli chcecie podejrzeć chwyty to polecam tutaj (po ang.) Jeśli problemem jest trzymanie kredek zbyt wysoko, to przesiądźmy się na krótkie, grube kredki, czy flamastry. Jeśli problemem jest trzymanie ich w garści, to można przesiąść się na kredki trójkątne, czy kupić nakładki korygujące albo pokazać kilka trików (po ang.).

Czasem warto wybrać się wspólnie do papiernika po zakupy, bo nagle się okaże, że kiedy można sobie wybrać kredki, to jakoś tak lepiej się człowiek z nimi czuje.

No i ćwiczyć, najlpiej codziennie, rysowanie. Nie, że - "to narysuj mi kotka" (groźbą i prośbą...) Żeby chcieć coś robić, szczególnie coś co nazwane po imieniu (no to porysujmy teraz) budzi grozę, to trzeba mieć do tego wewnętrzną motywację.

Tu weszlibyśmy w dużą dygresję, to może zrobię z niej tylko taką małą. Otóż nie stosuję systemu kar i nagród. Nie mamy naklejek za zrobienie czegoś, plusów na tablicy, tablicy zadań itd. Bo to powoduje, że robi się tylko tyle, żeby dostać nagrodę lub nie dostać kary (co też jest rodzajem nagrody). Bez przekonania. Oczywiście z dorosłym można porozmawiać o tym, jak ważne jest coś tam... ale z trzylatkiem nie pogadasz. Nie musimy więc przedstawiać mu całej ideologii, po co jest ćwiczenie rączki i rysowanie. Wystarczy takie dobranie zadań rysowanych, żeby się człowiekowi naprawdę zachciało.

Robimy laurkę, plakat, na dzień babci. Ok, rozumiem, że "chce mi się siku", "boli mnie już rączka", "jestem zmęczony", "skończymy jutro" - już po 10 sekundach trzymania flamastra w ręku. No ale dzień babci to konkret, 21.01 i nie przesuniesz w kalendarzu, i robimy. Możemy pokazywać - narysuj kreskę od mojego palca do mojego palca, krok po kroku i nagle - bach - jest efekt.





Dygresja numer dwa - nie piejcie z zachwytu - jakie piękne "D", balonik, trąbka, wazonik... Choćbyście mieli intencje szlachetne, a serca przepełnione radością - okrzyki "jak pięknie", "super", "fantastycznie" zabrzmią jak fałszywa nuta. No przecież ten trzylatek widzi, że to koślawe bazgroły, i jeśli na ich widok tak piejecie, to znaczy, że jest ok, wystarczy i nie ma co się bardziej starać. Nie idźcie więc drugą drogą "no kochany, mógłbyś się postarać", "duża jesteś, spróbuj tak, siak czy owak", nie pytajcie "dlaczego to słonko jest kwadratowe i niebieskie", nie wyrywajcie kredki (choćby was już wszędzie aż swędziało) i nie poprawiajcie. Po prostu, nie oceniajcie. Powiedzcie co widzicie. Narysowałeś literkę "D". Narysowałeś niebieskie słonko. Koniec kropka. Dziecko widzi, że wy widzicie rezultat jego pracy. Wasze stwierdzenie, co tam widzicie, pozwala mu też iść dalej. "Tak mamo, niebieskie słonko, bo się odbija w wodzie, to jeszcze narysuje tu statek."

Bawimy się w dorysowywanie - siadamy przy stole, z jedną kartką i każdy po kolei rysuje coś i przekazuje dalej. I tak powstają dziwolągi a czas niezauważalnie leci (na końcu posta rezultat zabawy)

Bawimy się w dorysowywanie w gazetach - pokażcie to dzieciom, pokażcie, że można pani w gazecie dorysować wąsy! My nie mamy takich ładnych lajfstajlowych gazet, więc skupiamy się na mazaniu gazetek reklamowych ze sklepu. Mamy uśmiechnięte kiwi i ufo które wylądowało na promocji oleju...

Wykorzystujemy każdą okazję, żeby coś pomazać.



Rysujemy po ścianie - niektórzy są w stanie wydzielić kawałek ściany po którym dziecko może rysować. Jeśli nie chcecie, to polecam farbę tablicową lub folię tablicową.



Książeczki i kolorowanki z ulubionym bohaterem - banał, ale okazuje się, że samochody z oczami, mogą aż chcieć się dać pokolorować.



Ale wiecie, co jeszcze jest tym motorkiem, który napędza te codziennie ćwiczenia? To, że robimy to razem. Bo pani w przedszkolu dba o właściwy rozwój i pilnuje, żeby rysować, nie poddawać się... Ale to pani w przedszkolu i można czasem z tej presji nawet mieć trochę dość przedszkola. Ale jeśli to się robi z rodzicami, jest fun, jest zabawa, jest pretekst do tego, żeby być razem... to się wtedy chce bardziej niż w przedszkolu.

I jeszcze jedno - a co jeśli rozkochany w pracach plastycznych maluch ma problemy z pewnymi konkretnymi zadaniami - np. z kolorowaniem małych obszarów, ze szlaczkami w małych kratkach. Oczywiście odpowiedź brzmi: to zależy. Warto wtedy też pokazać się specjaliście od oczu.




Etykiety: , , , ,