To była najfajniejsza przedświąteczna sprawa, gdy nagle usłyszałam - mamooo, a czy my też możemy robić prezenty świąteczne? Oczywiście, że możemy. W dodatku prezent miał być dla kogoś.
Potem się okazało, że prezentem miał być czarno-czerwony kucyk i, że to ja mam go zrobić ;)
Znalazłam taki
wykrój, przekalkowałam go z monitora i wycięłam z filcu.
Najpierw zszyłam nogi - na lewą stronę, wywinęłam i wypchałam. Potem zszyłam z brzuchem - najpierw jeden bok, potem drugi.
Ogon z czarnej włóczki wszyłam na prawą stronę.
Grzbiet także zszyłam na prawą stronę. Wypchałam całość.
Potem zabrałam się za głowę. Najpierw zszyłam ze sobą boki tych wyciętych trójkątów - dzięki temu głowa jest wypukła.
Potem zszyłam boki ze środkiem głowy, szyłam po lewej stronie. Wywinęłam i na prawą stronę przyszyłam uszy.
Głowę doszyłam do tułowia - kombinowałam, jak ma być ustawiona, ale lekko przekrzywiona wyglądała najlepiej.
Włosy z czarnej włóczki przyszyłam od ucha do ucha.
Najgorsze - oczy. Nie bawiłam się w żadne haftowanie. Wykorzystałam samoprzylepny biały filc. Złożyłam na pół, wycięłam dwa takie same kształty, a potem wzorując się na książce narysowałam oczy cienkopisem i flamastrem.
Najpierw na brudno na kartce, przyczepiałam szpilką i sprawdzałam czy pasuje.
Potem dopasowywałam położenie oczu - też szpilką...
Potem przyszedł czas na ryjek i znaczek.